Nie, Galaretko, to nie przez Twoje "podlizywanie się", ale to była jakaś motywacja XD
Czytajcie, komentujcie, obserwujcie i tak dalej i tak dalej...
Nie bójcię się. TO BĘDZIE FRERARD!
a przy okazji gratulację dla Franka i Jamii! Kochane Pysie <32
_____________________________________________________________
Pamiętam ten dzień. Pamiętam każdy szczegół. Dzień, w którym ją poznałem.
Jej czarne włosy opadające na blade, chude ramiona pokryte tatuażami i te tajemnicze spojrzenie, którym mnie prześwietlała. Jej wydatne, czerwone usta, w których od razu się zakochałem, a zaraz potem pokochałem ją całą. Moją małą, wredną buntowniczkę. Moją Lindsey. Nasz związek zaczął się po miesiącu naszej znajomości. Może to za szybko, ale zakochałem się jak głupi i oszalałem na jej punkcie, tak jak i ona na moim.
Mieszkaliśmy w przyczepie, chodziliśmy w byle czym, słuchaliśmy muzyki i jaraliśmy zielsko. Dzieci kwiaty.
Nie uznawaliśmy żadnych zakazów ani nakazów. Nie przestrzegaliśmy żadnych zasad. Żyliśmy na krawędzi i walczyliśmy o każdy dzień. Może brzmi to strasznie, ale my byliśmy kurewsko szczęśliwi, a kiedy na świecie pojawił się owoc naszej miłości, byliśmy jeszcze szczęśliwsi.
Bandit urodziła się 27 maja 1996 roku. Była małą i śliczną dziewczynką, która za nic nie chciała schodzić z kolan swojej mamy. Czasami myślałem, że kocha ją bardziej niż mnie, ale kiedy mała B śmiała się i ściskała mnie mocno za szyję, te niedobre myśli od razu ode mnie uciekały.
17 kwietnia 2000 roku moje szczęście miało się skończyć. Los tak chciał, przeznaczenie zapisane w gwiazdach czy coś w tym stylu.
Lindsey pojechała do swojej matki, a ja jako przykładny ojciec, czytałem bajki córce, a gdy skończyłem zadzwonił telefon. Odebrałem. Usłyszałem przeraźliwe dźwięki syren i słowa, które cały czas świdrują mi w głowie. Gdzieś głęboko w moim umyśle. Nie będę ich powtarzał.
Lindsey już nie było. Była gdzieś po drugiej stronie. Nie, nie była w lepszym świecie. Lepszy świat mogłem dać jej tylko ja i Bandit. Dobrze wiedziałem, że nikt nie mógłby kochać jej tak mocno jak my i nikt nie mógłby jej dać tyle szczęścia co my.
Jest rok 2012. Mieszkam w New Jersey. Zrezygnowałem z życia w przyczepie, bo po tym co się stało moja córka potrzebowała normalności. Potrzebowała domu i własnego kąta. Chodziła do szkoły jak inne dzieci i rozwijała się dobrze, pomimo straty matki.
Często z nią rozmawiałem. To miało być jak terapia dla nas obojga. Mówiliśmy sobie wszystko, co leżało nam na sercu, by oczyścić się ze złych emocji. Innym rodzajem terapii była sztuka. Pisanie, malowanie, rysowanie, granie na instrumencie itp. Ja pisałem piosenki i rysowałem, co było również źródłem naszego utrzymania i bardzo cieszyłem się, że moje pasje zapewniają mi korzyści nie tylko duchowe, ale również materialne.
Bandit malowała i grała na pianinie i widziałem, jak bardzo ją to uspokaja i jak bardzo ukoiło jej ból przez pierwsze kilka lat, gdy nie mogło do niej dotrzeć, to że jej mamy już nie ma.
Po tym jak straciłem Lindsey nie uznałem, że wraz z nią odszedł sens moje życia, bo była nim Bandit- jedyna kobieta, którą będę kochał. Dla innej nie ma już miejsca.
~
-Pana córka ostatnio zrobiła coś, co nie powinno mieć miejsca.-poważny ton nauczycielki rozniósł się po klasie.
- Mianowicie?- zainteresował się Gerard, wlepiając wzrok w nauczycielkę i podpierając głowę na ręce.
- Rzuciła kredą w pana dyrektora i nawet nie pofatygowała się by go za to przeprosić- odpowiedziała nauczycielka ani odrobinę nie zmieniając tonu głosu.
Gerard nie odpowiedział, a na jego twarz wstąpiła nuta zdziwienia.
- Mam nadzieję, że porozmawia pan z córką o tym incydencie. Ma 15 lat i sama powinna wiedzieć, że takich rzeczy się nie robi- dodała kobieta.
- Porozmawiam z nią- zapewnił ją brunet i zasunął swoje krzesło.
- Cieszę się, że się rozumiemy panie Way- nauczycielka uścisnęła dłoń mężczyzny- Może nie powinnam... ale może poszlibyśmy razem na kolację?- zaproponowała i próbowała zrobić uroczy uśmieszek niczym Ashley Tisdale, ale wyszedł jej wyszczerz a' la Demi Lovato.
Gerard był zaskoczony, ale starał się to ukrywać, by nie zrobić kobiecie przykrości, gdy zobaczy, jak Way' owi wychodzą oczy z orbit, a na twarz wkrada się głupi uśmieszek.
- Racja nie powinna pani- powiedział tylko i uśmiechnął się przepraszająco, po czym opuścił szkołę.
Gdy prowadził samochód śmiał się sam do siebie, przypominając sobie, jak nauczycielka jego córki próbowała wyciągnąć go na randkę. Nie nazwała tego tak, ale to miała być randka. Bandit chyba wyprowadziłaby się do babci gdyby dowiedziała się z kim randkuje jej ojciec, ale nie będzie tak. Wszystko po staremu. Ojciec, córka i ich pies Crispy.
- Bandit Lee Way!- wrzasnął Gerard, zawieszając kurtkę na wieszaku- Musimy porozmawiać- dodał nieco ciszej.
Po chwili Bandit zbiegła ze schodów, pytając ojca o co chodzi.
- Chodź do kuchni- rzekł brunet, a dziewczyna podążyła za nim do owego pomieszczenia. Po chwili oboje już siedzieli przy kuchennym stole.
- O co chodzi?- B powtórzyła swoje pytanie.
- O ten incydent w szkole- rzekł Way.
- Jaki znowu incydent? Przecież nic nie zrobiłam.- naburmuszyła się.
- Czy oby na pewno nie rzuciłaś kredą w dyrektora? Hm?- upewniał się.
- Więc o to chodzi- B pokręciła głową- No tak rzuciłam, ale to nic strasznego- dodała.
- Dlaczego to zrobiłaś?- zapytał.
- Zarobiłam na tym 20 dolców u Lenny' ego- uśmiechnęła się.
- Jeżeli potrzebowałaś pieniędzy mogłaś przyjść do mnie, a nie obrzucać ludzi kredą- Gee pokręcił głową.
- Oj tato, to były moje pierwsze samodzielnie zarobione pieniądze i bardzo dobrze wydane.Postawiłam Ci za nie kawę w Starbucks' ie- podsumowała.
- To był ostatni raz rozumiemy się? Jak następnym razem będziesz chciała kupić ojcu kawę, to zaoszczędź- uśmiechnął się.
- No dobrze- zgodziła się i miała już iśc, ale widok podśmiewającego się pod nosem ojca zatrzymał ją na miejscu.
- Co Cię tak śmieszy?- zapytała.
- Nie uwierzysz- pokiwał głową.
- Powiedz- rzekła.
- Ta Twoja nauczycielka. Ta taka bruneta z prostą grzywką w garsonce...
- Pani Shelwood?- przerwała.
- O właśnie! No to jak wychodziłem z klasy, to złapała mnie za rękę i powiedziała:"Może nie powinnam, ale może poszlibyśmy razem na kolację?"- naśladował ją Way i zaczął się śmiać, ale tym razem głośno.
- Co?! Miałeś rację tato, nie wierzę- wybałuszyła oczy.
- A nie mówiłem?- uspokoił się.
- Ale nie zgodziłeś się prawda?- zaniepokoiła się córka.
- Oczywiście, ze nie- odpowiedział jej.
- No, a gdyby to była jakaś inna kobieta? Młodsza? Ładniejsza?- pytała, obawiając się odpowiedzi.
- Nie ważne jaka. Prócz Ciebie już żadnej przy mnie nie będzie.
Ciekawie się zaczyna, wpadać będę :3 / theuniverse
OdpowiedzUsuńOoooh, na początku łzy w oczach. No i zazdroszczę B ;D Aleeecoootam XD I ja chcem dłuższe!
OdpowiedzUsuńKinguś, to jest cudne. przecudne. i ciekawe takie. dodaję go do polecanych na mistakes-of-the-past.blog.onet.pl oczywiście :3
OdpowiedzUsuńło, będzie frerard i to z już dojrzałą Bandit! Nie moge się doczekać tego, co się stanie później <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Jestem ciekawa gdzie i kiedy wpadnie do tego opowiadania Frank.
OdpowiedzUsuńDaj następne, następne, następne... Kiedy następne.?
Już dodaję do czytanych u mnie. Jak masz ochotę to też wpadnij. --> http://letmeendthissorrow.blog.onet.pl/
No tak ;p Kobiety nie będzie, ale mężczyzna i owszem ;> Hahahaha ;]
OdpowiedzUsuń